czwartek, 16 czerwca 2011

Leje. Od samego rana leje. A może i "od wcześniej niż rana", w każdym razie gdy o 7.3o bombardowały mnie alarmami dwa budziki na niebie nie było ani skrawka błękitu. Jedna wielka szarość i ściana deszczu za oknem. Co w zupełności wystarczyło mi za usprawiedliwienie by nie iść biegać, i zamiast tego wrócić na godzinę do łóżka. Ubocznym efektem tego były najdziwniejsze sny, ale jak wiadomo, te poranne takie są. Zawsze najbardziej absurdalne sny to te, gdy wróci się spać nad ranem na godzinę lub dwie. Cóż.
Szczerze mówiąc, niespecjalnie mi ten deszcz przeszkadza. Bo lubię, bardzo lubię deszcz. I nie popadając w zbędne egzaltacje, ale dobrze się z deszczem za oknem pracuje: pisze, obrabia zdjęcia, przygotowuje dokumenty. To też dziś będę dziś robić i bez wyrzutów sumienia zostanę w domu.

Wczoraj: Tate Modern i wystawa Miro, wystawa duża, bardzo dobra - dzięki drugiej połowie, która powala, a konkretnie trzy sale.. a już dwie z tryptykami gigantycznymi - zaniemówiłam. Jedna bardzo irytująca rzecz, która rzuca się w oczy od razu: opisy i komentarze kuratora są niesamowicie przesiąknięte polityką, sugerując, że każda kreska i ciapka, którą namalaował Miro, odzwierciedlają napięcie polityczne i zwrot sceny politycznej w tę czy inną stronę. Na litość.. nie. Dlatego też z M. skorzystałysmy z karteczek "tell us what you think" i napisałysmy krytyczne uwagi ;)
KLIK
KLIK
KLIK

Wieczorem natomiast Slade MA Show - jestem pod wielkim wrażeniem. BA Show było okropne, beznadziejne, i masakryczne, sprawiło, że zwątpiłam w studentów tutejszego odpowiednika ASP. MA jednak.. genialne prace. Zdjęcia tylko z jednorazówki, więc pewnie za miesiąc coś pokażę. Wzięłam wizytówki absolwentów wystawiających prace, a zaraz napiszę maila do jednej osoby - konkretnie do tej pani KLK KLK KLIK. Licencjat z astrofizyki na Imperial College, doktorat z neurofizjologii (!!), po czym.. malarstwo. Jestem pod wielkim wrażeniem, świetne prace, i jaka osoba! Oczywiście, na to trzeba mieć pieniądze (na zalinkowanej stronie -> zakładka CV -> takie studia kosztują) ale są ludzie, którzy mają pieniądze i wydają jej na kupowanie torebek od Louis Vitton (obrzydliwych zresztą) czy wykłócanie się o rozmiar basenu dla gości przed kolejną posiadłością. Ale są też inni ludzie i ta pani to świetny przykład. Jej CV jest powalające, i języki, które zna! Uwielbiam.

niedziela, 5 czerwca 2011

dawno nie wracałam do domu, gdy robi się jasno
[i zaczynałam się pakować o 5 rano na dzisiejszy samolot]

taniec taniec taniec [przysięgam, nie mogę się teraz ruszyć z łóżka, a jak już mi się uda, to każdy krok to wyczyn]
przezabawni ludzie, w tym znajomi T., którzy przylecieli specjalnie z Rzymu, Nowego Jorku, czy Kairu
witam się z kimś, i słyszę jak obok M. rozmawia ze swoim znajomym
- Mat, how come you say you met Ewa in Italian class, she IS Italian!
- No, she is Polish
- No way, she doesn't look Polish, she looks Italian
- But she is Polish, I swear
- Nah, I can see her in Italy..
ha-ha-ha!! :)
później, siedzimy w klubie, jednym uchem słyszę, że M. rozmawia z kimś po włosku i opowiada o mnie po włosku właśnie. odwracam się i nagle M. i A. (jak się okazało, z Rzymu), obaj do mnie w tym języku zaczynają coś mówić.. nie udało mi się wywinąć, A. "don't be shy, Mathias said you're on the same level of Italian, parla Italiano!", naiwnie założyłam się, że jeśli on powie coś po polsku co nie będzie standardowym przekleństwem, to porozmawiamy po włosku.. cóż, A. mnie zaskoczył zupełnie, m. in. wymieniając mi słowa jakie zna: "dobranoc, szklanka, trawa, poduszka", i nie miałam wyjścia..


dziwnie mi ze świadomością, że lecę do Gdańska. na chwilę póki co, a potem się okaże. ale.. to jest tak inny świat. tzn. jest i nie jest. w tym momencie mam wrażenie, że jest. inna rzeczywistość. nie hierarchizuję, lepsza-gorsza. inna. i tak jak zazwyczaj mam poczucie, że jakoś te dwa moje obecnie główne miejsca bytowania pogodziłam, to teraz znów lekkie 'rozdwojenie jaźni'...